Miasto duch�w. Lucky Luke

PopKulturowy Kocio�ek:

Dzielny kowboj samotnie przemierzaj�cy bezkresn� preri� ma niebywa�e szcz�cie (lub nie) natrafia� na kolejne niezwyk�e k�opoty. Tym razem na drodze Luke’a pojawia si� dw�jka dosy� podejrzanych m�czyzn. Od samego pocz�tku pod�wiadomie zdaje on sobie spraw�, �e spotkanie to poci�gnie za sob� szereg powa�nych problem�w. Takowe pojawiaj� si� wraz z przekroczeniem granicy miasteczka Gold Hill. Tytu�owego „miasta duch�w” gdzie upiory gor�czki z�ota czyhaj�, aby poch�on�� nowe ofiary. Jednak najszybszy rewolwerowiec zachodu wielokrotnie udowodni� ju�, �e potrafi radzi� sobie z ka�d� przeciwno�ci� losu.

Dwudziesta pi�ta ods�ona przyg�d znanego kowboja to kolejna �wietna praca duetu Goscinny i Morris. Jest to r�wnie� kolejny album z cyklu, b�d�cy czym� wi�cej ni� tylko prost� westernow� rozrywk� dla m�odszego czytelnika. Scenarzysta w swoim niepodrabialnym stylu ��czy tu bowiem westernow� akcj�, dobrze dopasowany lekki humor, nutk� dramatyzmu i widowiskowo�ci oraz nienachaln� warstw� moralizatorsk�.

Historia w ciekawy spos�b ukazuje „gor�czk� z�ota”, a u�ci�laj�c jej niezbyt przyjemne konsekwencje. Wraz z popytem na drogocenny metal jak grzyby po deszczu powstawa�y nowe miasta/miasteczka. Miejsca te szybko jednak popada�y w ruin� i zapomnienie wraz z wyczerpaniem z��. Ren� Goscinny �wietnie ukazuje tutaj r�wnie�, jak ten kruszec wp�ywa na zachowanie ludzi. Bogactwo od zawsze mocno pobudza�o wyobra�ni� cz�owieka, co niestety czasem prowadzi�o do mocno skrajnych zachowa�. Tre�� ta oczywi�cie jak w innych ods�onach serii jest podana w bardzo lekkiej i przyst�pnej formie. Dzi�ki czemu z albumu mog� cieszy� si� zar�wno m�odsi, jak i starsi czytelnicy.

SZYBKI, NIEUCZCIWY ZYSK

Ren� Goscinny na ok�adce i od razu wiadomo, �e b�dzie dobrze. okej, s� serie, gdzie jego nazwisko wci�� jest drukowane na froncie album�w, chocia� ju� od dawna nie ma go w�r�d nas i nad tymi konkretnymi nie pracowa�, ale akurat tu pisa� scenariusz, wi�c to gwarant dobrej zabawy. No i dobr� zabaw� jest ten tom. Jubileuszowy w�a�ciwie, bo dwudziesty pi�ty.

Lucky Luke ma szcz�cie do… k�opot�w. Tym razem natrafia na dw�ch m�czyzn, kt�rzy z miejsca wydaj� mu si� podejrzani i doskonale wie ju�, �e nie b�dzie �atwo. Wtedy na scenie pojawia si� tytu�owe miasto duch�w, czyli Gold Hill – opuszczona mie�cina z czas�w gor�czki z�ota. A dwaj m�czy�ni w�a�nie zysku szukaj� – du�ego i nieuczciwie, ale szybko zdobytego. Luke b�dzie musia� sobie z nimi poradzi�…

Zawsze b�d� powtarza�, �e nikt tak nie pisa� komiks�w humorystycznych, jak Ren� Goscinny. Mo�e za ma�o znam, cho� kilkaset, je�li nie wi�cej, za mn�. A mo�e to jego humor tak do mnie trafia. fakt jednak jest faktem – dla mnie to mistrz i uwielbiam jego historie. I to, jak dostosowywa� to wszystko nie tylko na potrzeby danej serii, ale te� i preferencji rysownika. Np. takiego „Iznoguda” wype�nia� wszelkiej ma�ci s�ownymi kalamburami, bo Tabary, ilustrator serii, je uwielbia�. Morris, ojciec i ilustrator „Lucky Luke’a” nie by� ich fanem, wi�c w tej serii nie znajdziecie ich zbyt wiele. A i tak zawsze wychodzi�o mu to �wietnie. Taki z niego mistrz.

I dlatego w tej serii i w tym tomie ka�dy element jest tu taki, jaki by� powinien. �arty s� trafione, akcja niez�a, przygody tak samo. Znalaz�o si� te� miejsce dla �onglowania motywami i autoparodii, a lekko�� ca�o�ci i znakomite poprowadzenie sprawi�y, �e po�kn��em tom na raz. Jak zawsze zreszt�, co tylko przemawia na korzy�� „Lucky Luke’a”. Tym bardziej, �e trudno nazwa� mnie mi�o�nikiem westernu. Z drugiej strony „Lucky Luke’a” tak mo�na okre�li� mianem westernu, jak „Asteriksa i Obeliksa” komiksem historycznym, co nie znaczy, �e fani opowie�ci o Dzikim Zachodzie nie znajd� tu nic dla siebie. Wr�cz przeciwnie.

No i szata graficzna – ta tak�e nigdy nie zwodzi. Odpowiedzialny za ni� Morris, jak zwykle pokaza� si� od znakomitej strony. Czysta, klasyczna, cartoonowa kreska plus prosty, ale �wietnie do niej pasuj�cy kolor nieodmiennie robi� wra�enie od kilkudziesi�ciu lat. I nie przestan�, bo takie rzeczy nigdy si� nie starzej�.

Jak zawsze wi�c polecam, cho� poleca� nie trzeba. Bo to w ko�cu klasyka i klasa sama w sobie. Szczeg�lnie tomy takie, jak ten, nad kt�rymi siedzia� Goscinny – i na dodatek pochodz�ce z okresu, kiedy tworzy� swoje najlepsze historie.