S� takie zwi�zki, których nawet �mier� nie roz��czy, chocia� stale próbuje, siej�c wokó� spustoszenie.
I wznosi z tych stara� mur, niezdolna odwróci� oczodo�owej czerni od cierpienia. Bo cierpienie cz�owiecze, przyprawione �wiadomo�ci�, smakuje jej najlepiej.
Od autora:
Zajrza�em w ka�dy zak�tek opisanego osiedla. Dotkn��em drzazg �awek, doskoczy�em do kraw�dzi daszków klatek schodowych, wykrad�em dzieci�ce skarby gnij�ce pod ci�arem chodnikowych p�ytek czy pod obeschni�tymi k�pkami niegdysiejszych traw. I spacerowa�em z Kub� wzd�u� gara�y, �rodkiem ka�u�. I spo�ywa�em, co ogródki dzia�kowe rodzi�y, a na pobliskiej górce czas zabija�em piwem. I pali�em, i umiera�em, bo przecie� sk�ami�, je�li powiem, �e �y�em.
I podnosi�em wzrok na okropie�stwa, i opuszcza�em ze wstydu.
I spada�em z trzepaka przekonany, �e za moment umr�, i p�aka�em od piasku w oczach, bo jaki� dzieciak zamachn�� si� �opatk�.
Ale ju� nie p�acz�. Bo mam Was,
Marek Zychla